poniedziałek, 30 grudnia 2013

Prolog

Vulnerant omnes, ultima necat.*


Śmierć. Wokół roznosił się zapach siarkowodoru oraz amoniaku, zwłoki wydalały metyloaminę i inne trupie jady. Ziemia już dawno pochłonęła szkarłatną ciecz. Gdyby miał wybór, wybrałby inną drogę. Uciekłby patrząc na życie przez pryzmat. Jednakże kwintesencją w tej sytuacji była śmierć. Co mógł począć? Przyglądać się jak resztki jego życia obumierają? Jak spowity pejoratywnymi uczuciami staje się zamkniętą księgą bez stron? Nie, nie mógł tego zrobić. Musiał unicestwić resztki życia, wyrwać serce, zakopać zwłoki. Przecież to łatwe, zabić życie. Gorzej, gdy życie popełnia samobójstwo (czy wtedy staje się równe śmierci?) lub zostaje zabite przez samą śmierć. Jednakże, dlaczego odebrał rolę Panu Śmierci? Dlaczego on sam stał się Panem śmierci i zabił życie? Dlaczego nie poprosił kogoś innego, żeby go wyręczył? Przecież nie chciał umierać wraz z resztkami, które pozostały. Umarł, a jednak nadal żył - paradoks...?



 †                                                                 †                                                                                


*Ranią wszystkie, ostatnia zabija.